Dzisiaj trochę o nauce języków obcych.
Pierwszym językiem, którego zaczęłam się uczyć był niemiecki. W trzeciej klasie podstawówki był również angielski, ale nauczycielka była kiepska, a ja sama nic z tych lekcji nie wyniosłam. Kolejne trzy lata ciszy.
Angielski wrócił do łask w pierwszej klasie gimnazjum, a ponieważ w podstawówce tego języka jako tako nie miałam to wylądowałam w grupie niezaawansowanej co było ogromnym błędem i sama nauczycielka przyznała, że całe trzy lata powinnam siedzieć w zaawansowanej, bo znajomością angielskiego byłam ponad obie grupy. Niemiecki z kolei w gimnazjum był jako przedmiot dodatkowy na który chodziłam tylko przez rok i z "palcem w tyłku" zaliczyłam na piątkę, bo w tamtym okresie bardzo niemiecki lubiłam. W liceum mi jednak przeszło. Trudno powiedzieć czy to wina nauczyciela, grupy czy nudnych zajęć. Niemiecki z dnia na dzień przestał mnie pasjonować i wolałam się skupić na angielskim.
Sześć lat temu pojawił się pomysł z nauką języka japońskiego. Wtedy japoński wydawał mi się zbyt trudny i szybko zrezygnowałam z nauki, ale oglądając bardzo dużo filmów japońskich i anime mój poziom japońskiego nie był jednak najgorszy. Teraz nauka tego pięknego języka idzie pełną parą, a ja ciągle dokupuję kolejne książki o nauce japońskiego.
W zeszłym roku uczyłam się również francuskiego, ale odpuściłam go sobie. Myślę jednak, że za kilka lat do niego wrócę, bo osobiście francuski uwielbiam. W niedalekiej przyszłości chciałabym również rozpocząć naukę koreańskiego i z poziomu podstawowego (cieszę się, że choć trochę ten język ogarniam) przejść na przynajmniej średnio-zaawansowany (kilka tygodni temu pojawił się pomysł ze studiowaniem w Korei).
A co na dziś wieczór? Oczywiście japoński.
A śliczna buzia na dziś to Lee Donghae, który wczoraj wylądował na mojej ścianie:
I moja skromna kolekcja mang, z której jestem dumna:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz