piątek, 15 listopada 2013

Relacja.

Miała być recenzja powieści "Telefon do anioła" autorstwa G. Musso, ale... ale nie. Nie dziś. Dziś zamiast recenzji przedstawię Wam relację z pewnego wydarzenia, które miało miejsce 9 listopada. To już prawie tydzień, a mnie wciąż trudno pozbierać myśli i uwierzyć, że byłam częścią tego show.
Kto czyta i odwiedza mojego bloga ten wie jak bardzo kocham, szanuję i wspieram k-pop oraz koreańskich artystów. Zobaczenie ich na żywo było jednym z moich największych marzeń, które spełniło się niecały tydzień temu.
Moja przygoda z Super Junior nie trwa długo, a mimo to udało mi się zobaczyć ich na żywo. O koncercie dowiedziałam się pod koniec sierpnia i wiedziałam, że muszę tam być. Nie było opcji aby mnie to ominęło. Wrześniowa wypłata zamieniła się więc w bilet na koncert, bilet na samolot i kilkadziesiąt funtów w portfelu. Mimo wszystko nie żałuję żadnej złotówki, żadnego funta wydanego na całe wydarzenie.
(Wybaczcie jakość zdjęć, ale mój aparat nie jest wystarczająco dobry, a część zdjęć była robiona telefonem kuzynki.)


Zaczynamy! 

W sobotę o 5:05 ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika. Otworzyłam leniwie ślepia klnąc na wszystko co znalazło się w zasięgu mojego wzroku i niezbyt przytomnie sięgnęłam po telefon, żeby wyłączyć to cholerstwo. Byłam po ledwie czterech godzinach snu i nie docierało do mnie dlaczego muszę się podnieść o tak nieludzkiej godzinie. Byłam niewyspana i miałam ochotę wrócić do łóżka, ale obudziła mnie myśl, że za kilkanaście godzin zobaczę swoich idoli. Ubrałam się w przygotowany wcześniej zestaw, założyłam koszulkę z nadrukiem Super Junior, którą wcześniej otrzymałam od siostry na urodziny, zjadłam śniadanie i wzięłam tabletki na chorobę lokomocyjną. Przed wyjściem jeszcze trzy razy przeszukałam torbę upewniając się, że wszystko spakowałam: dowód osobisty, funty, karty pokładowe, bilety i kilka mniej ważnych rzeczy jak aparat, flaga itd. 6:30 spotkałam się ze Steff i razem powędrowałyśmy na przystanek autobusowy. Pół godzinki do miasta, przesiadka w tramwaj i w kolejny autobus. Oczywiście moja orientacja w terenie woła o pomstę do nieba i się pięknie zgubiłyśmy. Niby byłyśmy na Ławicy, ale lotniska ani widu ani słychu. Jako, że jestem dość wygadaną osobą to od razu zaczęłam szukać pomocy u przechodniów, ale jak na złość mało kto orientował się co gdzie jest. Zaszłam więc do jakiegoś serwisu i dopiero tam sympatyczny pan wytłumaczył nam, że pojechałyśmy autobusem kilka przystanków za daleko i do lotniska mamy jakieś 2km. No to powrót na przystanek, dupsko w autobus i powrót. Na lotnisko dotarłyśmy spóźnione niemal pół godziny. Byłyśmy jednak po odprawie online, więc nie miałyśmy obaw, że nie zdążymy na nasz lot. Przeszłyśmy do kontroli bezpieczeństwa (gdzie skonfiskowano mi 0,5l Fanty, która kosztowała mnie 7,90zł. Ceny na lotnisku to istne szaleństwo) i czekałyśmy na otwarcie bramek. Chwilę przed 10:00 ostatecznie sprawdzono nasze karty pokładowe i mogłyśmy udać się na pokład samolotu. Była to moja pierwsza podróż samolotem i trochę się denerwowałam. Startowanie to była masakra i miałam wrażenie, że zwrócę swoje wnętrzności. Reszta lotu przebiegła jednak w miłej atmosferze. Nie mogłam się skupić na słuchaniu muzyki ani na czytaniu książki, więc przez większość lotu albo gapiłam się w okno albo gawędziłam ze Steff.

W Londynie byłyśmy około godziny 11:00 czasu londyńskiego. Przeszłyśmy przez kontrolę paszportową i siadłyśmy przy odbiorze bagażu czekając na dziewczyny z Gdańska, z którymi byłyśmy umówione. Po godzinie dotarły bezpiecznie do nas i razem, w piątkę, udałyśmy się po bilety na autokar aby dostać się do Victorii. Kolejka jak z Poznania do Krakowa, więc podzieliłyśmy się na dwie grupy. Ja, Steff i B. stanęłyśmy przy biletach a A. i J. ustawiły się w kolejce do informacji. Za biurkiem w informacji nasza polska dziewczyna, która sprzedała nam bilety na autokar u siebie. Wytłumaczyła nam jak najlepiej dotrzeć na Wembley i po 13:00 w końcu opuściłyśmy lotnisko kierując się w stronę postoju autobusów. Był cały zaludniony i nie udało mi się usiąść ze Steff. Zajęłam więc miejsce koło jakiejś starszej pani (polka!) i przez następne dwie godziny (obłęd!) gapiłam się w okno albo przysypiałam na swoim siedzeniu. Byłam bardzo zmęczona, ale coraz bardziej podekscytowana. W Victorii udałyśmy się na metro. Zakupiłyśmy całodobowe travelcard i wsiadłyśmy do metra. Podjechałyśmy dwa przystanki na Oxford coś tam (:P) i szybka zmiana linii metra. Tam czekała nas już trochę dłuższa podróż na Wembley. Kiedy opuściłyśmy stację metra była prawie 17:00. Praktycznie cały czas byłyśmy w trasie. Zapytałyśmy o drogę na Arenę i z uśmiechami na buziach ruszyłyśmy w stronę Wembley Arena, gdzie miał odbyć się koncert. Ja i B. musiałyśmy jeszcze podejść do box office'a po odbiór naszych biletów.

Odebrałyśmy bilety, ja owinęłam się flagą Polski i zebrała się mała grupka naszych polskich dziewczyn. Pogawędziłyśmy chwile i rozeszłyśmy się do naszych wejść. B. i A. miały wejście North East. Ja, Steff i J. Miałyśmy South East'a.

Tłum ludzi. Było bardzo dużo Azjatów, osób ciemnoskórych i Muzułmanów. W kolejce spotkałyśmy kolejne polki i czekałyśmy na otwarcie bram przez kolejne półtorej godziny. Było strasznie zimno, bo oczywiście dopadła nas angielska pogoda, ale mimo to wszystkie byłyśmy szczęśliwe. O 18:40 w końcu zaczęli nas wpuszczać. Dziewczyny zaczęły piszczeć. Weszłyśmy na teren areny, pokazałyśmy nasze bilety i skierowałyśmy się na nasz sektor. Ja i Steff miałyśmy mieć zupełnie inne miejsca, ale ticketmaster.co.uk w ostatniej chwili zmienił nasze zamówienie i przeniósł nas na południowe sektory. Wielki plus dla nich, bo byłyśmy bardzo blisko sceny.

Po zajęciu miejsc przywitałam się z fankami dookoła mnie i czekałam na początek. To była kolejna godzina oczekiwania. Na kilka minut przed godziną 20:00 zaczęły się krzyki fanek. Nie mogłyśmy się doczekać wyjścia chłopaków. Zgasły światła, włączył się początkowy VHS i... umarłam. Kurtyna opadła i pojawili się chłopcy. Nie byłam w stanie zebrać myśli. Machałam niebieskim glowstickiem jak szalona nie mogąc uwierzyć, że to naprawdę oni. Byli tak blisko... zaledwie kilkanaście metrów przede mną, wykonując swoje najlepsze utwory. Mimo, że miałam miejsce siedzące to i tak cały koncert stałyśmy, żeby jak najlepiej ich widzieć. Niestety nie mam żadnych zdjęć dobrej jakości, a te, które zapisane są na moim dysku nie należą do mnie, więc nie będę ich tu wstawiać.
Koncert trwał 3 i pół godziny, ale całość zleciała mi stanowczo za szybko. Chłopcy kilka razy bisowali i żegnali się chyba z pięć razy. ELFy również dały czadu. Darłyśmy się jak powalone wymachując naszymi światełkami. :)
Kilkanaście minut przed końcem koncertu miałam ochotę płakać ze szczęścia. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Razem z chłopcami na scenę wyszły dwie dodatkowe osoby. W oczy rzuciła mi się blond czupryna. Najpierw myślałam, że to ta ich pożal się boże marna tłumaczka. Steff krzyczała mi do ucha "Zhou Mi, Zhou Mi!", ale wystarczyło mi jedno spojrzenie na osobnika, żeby wiedzieć kto to był. Lider EXO-M we własnej osobie. Całe 188cm słodkości i seksu pojawiło się na scenie razem z Super Junior. Obok Krisa pojawił się również SuHo, lider EXO-K. Miałam więc dwa moje ukochane koreańskie zespoły na jednej scenie. Nie mogłam w to uwierzyć. Żałowałam co prawda, że nie było Tao, ale cholera... był Kris. KRIS, KRIS, KRIS! 


Koncert skończył się o 23:30. Wyszłyśmy z areny i ogarnęłyśmy wzrokiem tłum przed hotelem Hilton. Od areny do hotelu było zaledwie kilka metrów. Dziewczyny krzyczały trzymając w dłoniach aparaty toteż razem ze Steff również dołączyłyśmy do tłumu myśląc, że może uda nam się zobaczyć ponownie naszych idoli. Zrezygnowałyśmy kiedy fanki zaczęły walić pięściami w samochód, który wiózł chłopaków. Niektóre dziewczyny pokazały totalną wiochę i ani ja ani Steff nie chciałyśmy być z nimi utożsamiane. Przeszłyśmy więc na drugą stronę i stanęłyśmy przed szybami, z których był świetny widok na hol. Nie chciałyśmy zachowywać się jak bydło wypuszczone z niewoli. Chciałyśmy dać chłopakom odetchnąć, dlatego nawet nie wchodziłyśmy na teren hotelu stojąc spokojnie na swoich miejscach. Było warto. Donghae był tak blisko nas jak jeszcze żaden idol. Niestety nie udało mi się tego nagrać. Widziałam również zacny tyłek Kyuhyuna i Kangina. Nie załapałam się jednak na Eunhyuka, który uciekł już wcześniej.
Chwilę przed północą pożegnałyśmy się z J. i razem z B. i A. skierowałyśmy się na przystanek autobusy nie mogąc uwierzyć w to wszystko. Emocje po koncercie wciąż nas mocno trzymały. Ja przed areną zgubiłam swoją travelcard, więc musiałam kupić bilet bezpośrednio u kierowcy. Wsiadłyśmy do tego słynnego, brytyjskiego autobusu i zamilkłyśmy. Każda z nas na nowo wspominała cały koncert. Wszystkie byłyśmy też bardzo zmęczone. Po wysiadce czekałyśmy ponad pół godziny na autokar, na który omal się nie spóźniłyśmy, bo okazało się, że pomyliłyśmy przystanki. Było cholernie zimno. W autokarze wszystkie ucięłyśmy sobie drzemkę i o 2:20 dotarłyśmy na lotnisko. Nie mogłyśmy znaleźć wolnego kawałka ziemi coby cupnąć i odpocząć po całym dniu biegania i skakania. Usiadłyśmy niedaleko budki z kawą, uprzednio robiąc zakupy w WHSmith i każda zajęła się swoimi sprawami. A. i B. poszły spać, Steff czytała książkę, a ja dorwałam się do tableta. Po 5:00 udałyśmy się w czwórkę do kontroli bezpieczeństwa i pożegnałyśmy się chwilę po 6:00. Dziewczyny poszły do swojego wyjścia, my ze Steff czekałyśmy na nasz lot. W Poznaniu wylądowałyśmy bezpiecznie po godzinie 10:00, a kiedy wsiadałam w nasz miejski autobus miałam w oczach łzy. Tęskniłam za Londynem, tęskniłam za chłopakami. Poznań wydał mi się nagle niezwykle smutny i szary.

Członkowie SJ są po prostu niesamowici. Eunhyuk ma świetne poczucie humoru, Donghae jak zawsze był uroczy i chwycił za serce swoim angielskim niejedną fankę. Kyuhyun i Sungmin zachowywali się tak jakby przed koncertem dostarczyli swoim organizmom porządnej dawki kofeiny. Ryeowook wydaje się niezwykle nieśmiałym chłopakiem, Shindong świetnie tańczy, a Siwon ma boskie ciało. *.* Pochwała należy się również Kanginowi, który świetnie sobie ze wszystkim poradził. Szkoda, że na koncercie zabrakło Heechula i członków SJ-M, Henry'ego i Zhou Mi'ego. Dostałam jednak Krisa. <3

. . .
Dziękuję Ci czytelniku, jeżeli dotrwałeś do końca tej długiej relacji z mojej wycieczki do Londynu. Dziękuję Super Junior za ten magiczny i jednocześnie najlepszy dzień w moim życiu. Dziękuję A., B. i J. z którymi miło spędziłam czas i na koniec dziękuję Steff, która była w tym Londynie ze mną i, która równie mocno kocha Super Junior
E.L.F. ! 

A ja już zbieram kasę na Super Junior Show 6. ;)

8 komentarzy:

  1. Czyli właściwie w ogóle nie zwiedzałyście Londynu?? Wielka szkoda, to takie wspaniałe miasto! Jak zobaczyłam, że tam byłaś, to od razu zaczęło mi skręcać kiszki z zazdrości. Ale na szczęście przełamałam się i kupiłam bilety i w marcu lecę tam ponownie!! Już się nie mogę doczekać! :) Powiedz mi, czy warto jechać zobaczyć Wembley? To kawał drogi, nie planuję wchodzić do środka, bo drogo, ale chciałam zobaczyć ten stadion z zewnątrz, nie wiem tylko czy warto :-)
    A przesiadkę miałyście zapewne na Oxford Street. Nawet nie wiecie ile straciłyście nie wychodząc tam na powierzchnię :P

    Odpisz mi proszę na moim blogu, bo Twój doprowadza mnie do szału. Wielokrotnie zamiast blogu widzę tylko tło z książkami i muszę włączać blog od nowa, co nie zawsze daje pożądany efekt :P
    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAAAAAAAAAAA~!!! Jak baaardzo zazdroszczę~!!!
    Jestem E.L.F.-em od ponad dwóch lat i nie ma żadnego zespołu, żadnych chłopaków, których kochałabym bardziej... Nie ma dnia, który potrafiłabym przeżyć bez myślenia o moich Skarbach. A moim największym marzeniem jest pojechać na SS. Nie było mi dane w roku poprzednim, ani tym... Ale tak bardzo chcę zobaczyć ich występ na żywo... Awww. Od tygodnia czytam opisy wrażeń i relacje z SS5 w Londynie... Tak się cieszę, że tulu Polaków było na koncercie, że tyle razy Polska została wymieniona w trakcie podziękowań i całej reszty... Jestem taka dumna z bycia ELFem. >Z tego też powodu mój blog nosi taką nazwę<
    Tak żałuję, że mnie nie było z Wami, ale też ogromnie się cieszę Twoim szczęściem. Trzymam kciuki, że na następnym SS się spotkamy. :)
    E.L.F. forever~! ! !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie mogłaś być na SS5. Żałuj kochana, żałuj! Choć minął tydzień, ja wciąż nie mogę uwierzyć, że widziałam moje kochane Małpiątko na żywo. Eunhyuk jest tak uroczy, że aż chce się go zjeść. ;)
      Koniecznie chcę Cię widzieć na SS6! E.L.F.! <333

      Usuń
    2. Ja padłam, po obejrzeniu filmików, gdzie nasze dziewczyny były tak blisko sceny... a moja ukochana Rybka cały czas patrzyła się w kamerę... Ciągle wzrokiem przy naszych.... Umieram.. A teraz Ty o tym, że Hae szedł tak blisko... Chyba wyzionęłabym ducha ze szczęścia~!! ♥.♥ Kocham! Tak bardzo...~!!!
      Zbieram kasę na SS6... Trzymaj kciuki, żeby się udało. ;p

      Usuń
    3. Dziewczyny ze standingów miały ogromne szczęście. ;)
      Trzymam, trzymam! :D

      Usuń
  3. Ale muszę jeszcze napisać, że facebookowe zdjęcie jest genialne! XDDD
    Ta flaga z napisem 'POLAND' w tle... ♥.♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę tym, którzy mogli na legalu siedzieć obok EXO. Chyba bym się posikała z wrażenia. *.*

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o moje zdanie, to nie przepadam za EXO... Jakoś od dłuższego czasu nie mogą mnie do siebie przekonać.... Ale faktycznie... Siedzieć tam.. obok.. Om nom nom. ♥

      Usuń